Siedząc i czytając tekst na sucho, czytając go po raz enty, dochodzę do wniosku, że dzieci Grabaża dziećmi szczęśliwymi są. Opowieść jest wartka i lekka - jeśli tak nasz poeta opowiada dzieciom - chcę zostać jego dzieckiem ;) Jednak do rzeczy.
W miejscu , gdzie nic się nigdy nie działo, w zapyziałym zakątku świata, dzieje się jedna z wielu podobnych historii. On - jak można się domyślić chłopak z nizin, bez perspektyw, za to z wielkim sercem, które chciał oddać tej jedynej. Jedynej, którą jet "niemy czarny kwiat". Piękno egoistyczne, piękno dla piękna. Ona całkiem zwyczajna, szablon naszych czasów - bez pieniędzy i pozycji nie ma co się do niej zbliżać. Zraniona miłość nigdy nie pozostania cicha - wcześniej czy później wybuchnie. Nie inaczej było tutaj. Nasz nieszczęśliwiec targa się na swoje życie, jednak pieśń o nim staje się legendą, a cała okolica wrzy od ciągle powtarzanej historii kochanka.
Pierwszy raz nie jestem w stanie wymyślić trzeciego dna, znaleźć pointy. Pomożecie?
Chyba, że pointa jest banalna - historia lubi się powtarzać, a im bardziej jesteś zamieszany w sprawę, tym bardziej ślepy jesteś. Wszyscy bowiem słyszeli, a "ona jednak słuchać się chciała".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz